Z grupą znajomych stałam przed moją ulubioną knajpką. Po chwili dołączyła do nas ich koleżanka z młodym psiakiem. Opalona. Radosna. Wróciła właśnie z Grecji.
– Bez Franka byliście?
– Noo. Pierwszy raz go zostawiliśmy u dziadków. I od razu na tydzień.
– Ciekawe, kto był bardziej zestresowany. On czy wy?
– Nie wiem. Cały czas dzwoniłam do mamy, czy nie przeżywa za mocno.
– Franio to twój synek? – zapytałam.
– No tak. To jest Franio. Mój synuś – powiedziała wskazując na rocznego beagle’a.
Zdziwiłam sama siebie tym, że nie zorientowałam się od razu, o kim mowa. Tak samo mnie zdumiało, że dla reszty mojego towarzystwa było to absolutnie oczywiste.
Moja znajoma w facebookowym komentarzu napisała: „O moim psie zawsze piszę, że Racuch jest człowiekiem”. Jeśli rzeczywiście jest tak, że język odzwierciedla sposób widzenia świata...
Gdy synuś jest wyżłem. Język mówienia o zwierzętach
Pozwalamy sobie na dziecięce narracje, gdy rozmawiamy z psimi córusiami czy synkami. Przede wszystkim jednak nie mamy zgody na sprowadzanie zwierzęcia do roli przedmiotu. I to jest o wiele ważniejsze niż kategorie normy językowej.