Odkąd pamiętam, zawsze decydowaliśmy się na suki. Być może ulegaliśmy stereotypowi, że psy to samce alfa, które muszą sobie udowodnić, czyj to teren i kto tu rządzi. Jedynym psem, jakiego pamiętam, był towarzysz mojej młodości, bokser Boy (rekordzista – żył szesnaście lat!), nie tylko najinteligentniejszy, ale także najłagodniejszy członek naszej rodziny. Łagodność Boya nie zdawała się na nic, gdy los stykał go z mieszkającym w drugiej klatce Astorem – wilczurem-ludojadem. Podwórze wypełniało dzikie warczenie i odgłosy furii, a ojciec w rozpiętej piżamie spieszył na ratunek Boyowi, gubiąc na schodach pantofle.
Później były już tylko suki: bouvierka Mrówka, nietolerująca psich awantur i zaprowadzająca porządek nie zębami, ale bokserskimi ciosami, czarna labra...